środa, 3 maja 2017

" W Shamkir biały kolor po prostu nawalił" - Radek Wojtaszek w obszernym wywiadzie opowiada o niedawno zakończonym superturnieju w Azerbejdżanie!



Krzysztof Jopek: Jak wrażenia po meczu Lech - Arka? Chyba wychodzi cała prawda, że sport jest totalnie nieprzewidywalny: oto broniąca się przed spadkiem Arka Gdynia triumfuje po emocjonującym spotkaniu nad faworyzowanym Kolejorzem..

Radosław Wojtaszek: Oczywiście wielkie rozczarowanie. Lech nie wykorzystał wielu świetnych sytuacji i głównie dlatego przegrał. Inna sprawa, że piłkarsko to był słaby mecz. Arka ograniczała się do obrony, a Lech też grał dużo słabiej niż normalnie. No nic, teraz zostaje im tylko wywalczyć podium, a najlepiej Mistrzostwo w Ekstraklasie, bo inaczej sezon będzie po prostu stracony.

K. J: Dla wielu silnych arcymistrzów udział w Memoriale Vugara Gashimova jest jednym z ich sportowych marzeń. Niestety, muszą czekać, zapewne większość w ogóle nie doczeka się zaproszenia na podobny superturniej. Jak było w twoim wypadku: zabiegałeś o ten start, czy propozycja przyszła bez specjalnego zaangażowania z twojej strony?

R. W: Oczywiście jest to jeden z najsilniejszych turniejów na Świecie, dlatego udział w nim jest tak ekscytujący. Nie zabiegałem o udział w nim, na początku dostałem informację od organizatorów, że jestem na ich liście rezerwowej. Po dwóch dniach okazało się, ze mogą zaproponować mi miejsce w turnieju. Nie ukrywam, że były to bardzo długie dwa dni oczekiwania.

K. J: Które czynniki zatem są decydujące przy podziale zaproszeń przez organizatorów tego typu superturniejów?

R. W: Nie mogę się wypowiadać za organizatorów, ale wszędzie głównym kryterium będzie ranking. Na pewno organizatorzy turnieju w Shamkirze chcieliby mieć samych zawodników Top-10, ale w tym czasie nałożyło się na siebie wiele supertuniejów np. Baden-Baden, czy wcześniej Zurich. Dlatego też musieli oni schodzić niżej, a ja wtedy byłem akurat bodajże 18 na świecie na live liście. Pod nieobecność zawodników z wyższym rankingiem byłem więc raczej naturalnym wyborem. Jeśli chodzi o pozostałe kryteria, to często organizatorzy decydują się na zaproszenia lokalnych zawodników, bo to zawsze przekłada się na większe zainteresowanie (np. Loek van Wely w Wijk aan Zee, czy swego czasu Vallejo w Linares). Na zaproszenia mogą liczyć też szczególnie wybitni juniorzy jak Wei Yi (choć on teraz już praktycznie wszędzie będzie się łapał rankingiem) czy Hou Yifan jako najlepsza i praktycznie jedyna kobieta, która ma względne szanse na rywalizację z czołówką męską. Ja w tym roku mam to szczęście, że grałem już w Wijk aan Zee, Shamkirze, a czeka mnie jeszcze czas w Dortmundzie. Po części jest to pochodna mojego wysokiego rankingu, ale też faktu, że terminarz od marca do września jest niesamowicie wypełniony superturniejami i zawodnicy z Top-10 nie mogą się rozdwoić i grać wszędzie. Dlatego też organizatorzy muszą zapraszać trochę niżej notowanych zawodników, jak ja się śmieję, tych "gorszego sortu":) Swoją drogą śmiesznie się złożyło, że ilość zaproszeń zwiększyła się w momencie kiedy skończyłem 30 lat. Życie zaczyna się po 30-stce!:)

K. J: Jak wyglądał turniej w Shamkir od strony organizacyjnej? Masz jakieś zastrzeżenia co do warunków pobytu, hotelu, kuchni itp?

R. W: Organizacja turnieju była niesamowita, ale dla nikogo nie było to zaskoczeniem, bo od pewnego czasu Azerbejdżan inwestuje w szachy ogromne środki, a za tym idzie poziom organizowanych imprez, żeby tylko wspomnieć tak dla nas szczęśliwą Olimpiadę w Baku, która była najlepsza w historii i pewnie jeszcze długo się to nie zmieni. Mieszkaliśmy w bardzo dobrym hotelu, świetna kuchnia. Organizatorzy bardzo szybko rozwiązywali problemy, jeśli tylko takowe się pojawiały. Mnie szczególnie bardzo imponowało to, jak zorganizowany był ten turniej od strony medialnej - wiele banerów w mieście, wielu dziennikarzy na konferencjach prasowych, legendarny Ljubomir Ljubojevic w roli komentatora. Widać, że nie jest to turniej w stylu "sponsor wyłożył środki, robimy turniej i koniec", ale naprawdę jest to bardzo dobrze przemyślane przedsięwzięcie. Turniej poświecony jest pamięci Vugara Gashimova - młodo zmarłego bardzo silnego azerskiego szachisty i ten akcent też jest bardzo widoczny i akcentowany przy wielu okazjach, co uważam za bardzo właściwe.

K. J: Przejdźmy do twojego występu. Początek był dla ciebie bardzo ciężki. W pierwszej rundzie od razu wpadłeś pod dużą presję ze strony Kramnika. Na drugi dzień było jeszcze gorzej, bo przegrałeś z Topałowem, który zaskoczył cię nowinką, a ty niezbyt dobrze reagowałeś. Opowiedz o tych partiach i o tym w jakim nastroju się znajdowałeś mając 0.5 pkt z 2 pkt.

R. W: To prawda, start miałem fatalny i po słabych 2 rundach (i w perspektywie partii czarnymi z Wesleyem So) wiedziałem, że muszę bardzo uważać - w przypadku złego wyniku z Wesleyem byłoby już bardzo źle, a co gorsza wszyscy mieliby mnie za "klienta", widzieliby, że jestem w złej formie i szukaliby każdej możliwej okazji do ogrania mnie. Jeśli chodzi o partię z Kramnikiem, to ona dobrze obrazuje jak ciężka jest gra z zawodnikiem tego pokroju. W debiucie nie dostałem przewagi i miałem możliwość 3-krotnego powtórzenia pozycji. Stwierdziłem, że chcę grać, mimo że nie miałem raczej racjonalnych przesłanek ku temu i pragmatyczne raczej byłoby po prostu zrobienie remisu. Po jednej niedokładności dostałem trochę nieprzyjemną pozycję, którą musiałem bronić i partia trwała ponad sześć godzin. Mimo, że turniej fizycznie wytrzymałem bardzo dobrze to jednak takie "dodatkowe" ubytki energii nigdy nie są wskazane. Przeciwko Topałowowi nie miałem wiele do powiedzenia, tzn. dostałem bardzo silną nowinkę, mimo że już przed tym jak ją zagrał, zapytałem w myślach siebie "a co jak zagra ten ruch?". Było to na tyle naturalne posunięcie, że mogłem, i powinienem, mieć je przeanalizowane w domu. Znowu zabrakło mi pragmatyzmu, tzn. widząc, że partia nie idzie po mojej myśli powinienem jakoś uprościć albo przynajmniej zagrać spokojniej. A ja zdecydowałem się na słaby, ale wyglądający agresywniej plan Sa4-Sc5, dostałem silne d4! i pozycja była już ciężka. Inna sprawa , że Topałow grał tę partię rewelacyjnie, a uderzenie Wxb2! to był Topałow z najlepszych lat. Podsumowując, początek nieudany, ale starałem się nie załamywać, tzn. zdawałem sobie sprawę, że w takim turnieju porażka może się zdarzyć i nie ma co jej wyolbrzymiać, a po prostu być gotowym na następny dzień.

K. J:  Jednak mecz z Wesleyem So czarnymi nie ułożył się źle dla ciebie, w ogóle można było odnieść wrażenie, że czarnymi dostajesz niezłe pozycje, natomiast biały kolor w tym turnieju "nawalił". Z czego ta, dość nieoczekiwana sytuacja wynika?

R. W: Partia z Wesleyem była ciekawa, ale raczej nie miałem w niej problemów, zagrałem porządną partię na wysokim poziomie. Co do kolorów, uważam, że czarnymi był to dla mnie turniej bliski perfekcji, w żadnej z partii nie miałem większych problemów. Jedynie z Harikrishną musiałem się bronić, ale było tak mało materiału, że nie było to trudne. Z So, Eljanovem i Adamsem praktycznie ani przez moment nie byłem zagrożony. Białymi z kolei było zupełnie inaczej. Poza partią z Mamedyarovem, w żadnej innej partii nie byłem w stanie postawić przeciwnika pod presją. Miałem pewne szanse z Radjabovem, ale nie wynikały one raczej z przygotowania. Tak jak mówisz, biały kolor po prostu nawalił. Wynika to z dwóch rzeczy - w przygotowaniach do turnieju zdecydowanie skupiłem się na czarnych, między innymi musiałem załatać dziury debiutowe powstałe po Wijk-u. Druga kwestia jest taka, że sytuacja kiedy białymi nie ma się przewagi, a czarnymi się wyrównuje nie jest niczym szczególnym - dużo trudniej znaleźć przewagę białymi niż wyrównać czarnymi. W tak silnym turnieju uważałem, że podstawą jest posiadanie stabilnego i pewnego repertuaru czarnymi - jeśli nie pójdzie coś białymi to przeciwnik wyrówna i tyle, ale jeśli nie pójdzie czarnymi to po od razu jest się pod presją przegrania partii. Kolejna sprawa jest taka, że rozbudowuję repertuar czarnymi, zacząłem ostatnio grać dużo więcej debiutów po 1.e4 i między innymi dlatego mam stosunkowo mniej czasu na białe. Potrzebuje trochę czasu, żeby to wszystko zbilansować. Nie ma też co ukrywać, nie jestem takim wirtuozem szachownicy jak Carlsen czy Mamedyarov, że zagram cokolwiek i wykreuję sobie multum szans już w trakcie partii. Podejrzewałem to już przed turniejem, a jego przebieg tylko mnie w tym utwierdził. Jeśli mam mieć szanse wygrywać z najlepszymi to oczywiście muszę rozwijać się wszechstronnie, ale w przygotowaniu debiutowym muszę być od nich po prostu lepszy.

Foto: http://shamkirchess.az/content/138

K. J: Ile w takim razie czasu minie zanim wszystko zbilansujesz w sensie zasymilowania nowych debiutów ale tak aby inne sprawy nie leżały odłogiem? Odnoszę wrażenie, że wziąłeś na swoje barki naprawdę duże zobowiązania!

R.W: Musiałem rozbudować repertuar po 1.e4, bo grałem głównie Najdorfa, a to było za mało, żeby móc  grać z najlepszymi - jeśli ktoś gra 1.e4 to miał na mnie za łatwe przygotowanie - tylko Najdorf. Teraz jest zupełnie inaczej, bo dodatkowo zacząłem grać Partię Hiszpańską, Caro-Canna czy nawet Obronę Francuską. Szczerze powiem, że nie wiem kiedy to wszystko się zbilansuje, inna sprawa, że nad debiutami trzeba pracować non-stop bo przepływ informacji jest ogromny, nowe idee pojawiają się cały czas. Może i są to duże zobowiązania, ale uważam, że to jedyna droga do stworzenia sobie szansy, żeby w turniejach pokroju Shamkiru walczyć o coś więcej. Ograniczają mnie trochę dwie sprawy. Po pierwsze, nie współpracuję już na co dzień z Vishym, a było to najlepsze co spotkało mnie na wcześniejszym etapie kariery. Pomijając fakt, że mogłem uczyć się i pracować dla Mistrza Świata, to po każdym jego meczu mieliśmy multum idei, które mogliśmy grać w swoich partiach. Ok, nie było tak, że pokazywaliśmy najlepszą ideę w losowej partii, ale nie było żadnego zakazu, po prostu zdroworozsądkowo staraliśmy się zachować najlepsze idee na najważniejsze partie. Reasumując - po każdym takim meczu miałem praktycznie gotowy repertuar debiutowy na najsilniejszy turniej w jakim występowałem. Teraz Vishy nie gra meczów o MŚ, więc takiego luksusu nie mam. Druga sprawa to fakt, że niestety nie  do końca mam warunki, żeby samemu móc sobie pozwolić na posiadanie sekundanta przez cały czas. Oczywiście, współpracuję z kilkoma innymi szachistami, ale co innego kiedy ktoś mi sekunduje i pracujemy typowo na mnie, a co innego kiedy jest to wymiana informacji. To oczywiście trochę spowalnia wszystko, ale mimo to jestem dobrej myśli i sądzę, że na Dortmund będę gotowy i uzbrojony w ciekawe idee:)

K. J: A kto tym razem sekundował ci przed i w trakcie turnieju w Shamkir?

R. W: Wiele się nie zmieniło w tym względzie, tak jak podczas Wijk aan Zee pomagał mi Marcin Dziuba, zawsze mogę też liczyć na pomoc Grześka Gajewskiego, który co prawda teraz pomaga Vishemu, ale zawsze znajdziemy debiuty, które interesują nas obu. Nie ukrywam jednak, że dalej szukam kolejnych osób, z którymi mógłbym współpracować. Efekt synergii zawsze jest w cenie:)

K. J: W trakcie nazwijmy to - shamkirskiej remisowej "smuty" - wielu kibiców ( w tym ja!) pisało, że nie mogą twoich partii obejrzeć do końca, bo czują się znudzeni, mówili, że grasz defensywnie, sucho i schematycznie: "W partiach Wojtaszka niewiele się dzieje!". Co byś im na te uwagi odpowiedział?

R. W: Nie jest łatwo odnieść się do tego zarzutu, bo wiem, że kibice chcieliby, żebym wygrał ten turniej i do tego zagrał "nieśmiertelne" partie. Takie prawo kibica i nic mi do tego. Sam dziś tak kibicowałem Lechowi:) Prawda jest jednak trochę bardziej złożona. Po pierwsze, nie zgadzam się, że mój styl jest "suchy" czy "schematyczny" - to zależy wszystko od przeciwnika, turnieju itd. Nie bierze się pod uwagę skali, tzn. że grałem teraz z najlepszymi na świecie. Zobacz jak wyglądał np. mój start w MP w 2016 roku - 5 wygranych, 3 remisy i jedna porażka. Po prostu, to co np. działa w Polsce, nie działa już w kołówce pokroju Shamkiru, to zupełnie inny poziom. Zgadzam się, że nie jestem zawodnikiem pokroju Mamedyarova, Jobavy, Rapporta czy innych, którzy sami w sobie są agresywni i dążą do komplikacji. Ja nie unikam komplikacji, ale dążę do tego, żeby mieć je na swoich warunkach, tzn. uprzednio przygotowanych np. jak w partii z Mamedyarovem. I to jest podstawowa różnica. Doskonale zdaję sobie sprawę, że dobijając do 2750 muszę potrafić tak naprawdę wszystko, co nie znaczy, że sam muszę forsować losowe pozycje, których wcześniej nie widziałem na oczy. Mój styl charakteryzuje się dobrym przygotowaniem i jest tutaj dość cienka granica. Jak wszystko idzie po mojej myśli to zdarzają się perełki jak z Mamedyarovem, natomiast jeśli jestem w gorszej formie albo jestem słabiej przygotowany to może się kończyć "drętwymi" remisami. To tak trochę jak w tenisie - czy jak ktoś gra z Federerem czy Nadalem to czy bez dobrego serwisu może wygrać? Kolejna sprawa, to moja gra czarnymi - ciężko mnie obwiniać, że w moich partiach nie działo się wiele jak zrobiłem w nich 2/4 bez większych problemów. Oczywiście, mogłem zagrać jakieś niestandardowe debiuty, ale pewnie skończyłoby się to gorszym wynikiem i komentarzami typu "Wojtaszek nie nadaje się na takie turnieje" nie mówiąc o gorszych:) Przyznaję, że nie funkcjonował mój biały kolor, ale tak jak mówiłem, nie jest o to łatwo w partiach z Kramnikiem czy Karjakinem. Sam Magnus miał ogromne problemy aby przebić Karjakina, więc myślę, że to dość sporo tłumaczy jak ciężko dostać z nim grę.

K. J: Gdzie byśmy nie szukali przyczyn twoich remisów, kibice bardzo szybko puścili wszystko w niepamięć widząc, jak zmasakrowałeś Shakha! Opowiedz o tym  zjawiskowym meczu coś więcej!

R. W: Łaska kibica na pstrym koniu jeździ:) Ta partia pokazuje jak jedna partia może zmienić postrzeganie całego turnieju. Akurat Shakh jest bardzo fajnym przeciwnikiem, bo nie dość, że sam gra, to jeszcze daje przeciwnikowi pograć. Była to moja ostatnia partia białymi i wiedziałem, że to pewnie ostatnia szansa na spróbowanie czegoś specjalnego, czegoś, co pozwoli mi zaznaczyć swoją obecność na tym turnieju. Shakh grał bardzo szybko w debiucie i nie ukrywam, dość mocno mnie to zaniepokoiło, tym bardziej, że nie do końca spodziewałem się tego wariantu. Po 15...Hd7 nie byłem w stanie przypomnieć sobie konkretnych wariantów, ale pamiętałem jeszcze rozmowę sprzed kilku lat z Grześkiem Gajewskim, który mówił mi w stylu: "jeśli czarne nie grają Sbd7, to ofiarowujesz wieżę na a1 i masz silny atak na królewskim":) Po 16.Hh4 Mamed zamyślił się na prawie godzinę, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jego pozycja jest ciężka. 17...Sxd4 było moim zdaniem bardzo dobre z praktycznego punktu widzenia, ale nie ratowało czarnych.  Wygrana pozwoliła mi wyjść na 50% oraz dodać trochę dramaturgii do końcówki turnieju.

Partia Wojtaszka z Mamedjarowem lotem błyskawicy obiegła cały szachowy świat! Foto:http://shamkirchess.az/content/138

K. J: Szóste miejsce, 4,5 pkt z 9 pkt, jedna bajeczna wygrana, jedna przegrana przy reszcie remisów. Jak oceniasz swój występ, czego nowego dowiedziałeś się o sobie, swojej grze, dzięki występowi w Memoriale Gashimova?

R. W: Start uważam za poprawny, ciężko uznać 50% za wielki sukces, ale biorąc pod uwagę z kim przyszło mi się zmierzyć to uważam, że nie było źle. Na pewno dowiedziałem się, że mogę rywalizować z najlepszymi na świecie na względnie równych prawach. Utwierdziłem się także w przekonaniu, że w turniejach tego pokroju nie można sobie pozwolić na żaden gorszy dzień, bo od razu odbije się to na wyniku. I chyba to najbardziej odróżnia ten start od poprzednich - grając z choć trochę słabszymi (choć dalej przecież silnymi arcymistrzami z rankingiem w granicach 2600) chwila nieuwagi czy słabsza forma nie kosztuje aż tak wiele, bo potencjalne straty łatwo nadrobić w kolejnych rundach. W Shamkirze po przegranej na początku musiałem czekać praktycznie do samego końcu, żeby w ogóle dostać szanse odbicia się. No i to co zawsze przeczuwałem - jeśli kiedykolwiek mam odnosić sukcesy w takich turniejach to wszystko musi się zgrać idealnie, począwszy od dobrego przygotowania debiutowego, przez dobrą formę, aż do idealnego przygotowania fizycznego. W Shamkirze zawiódł mnie biały kolor i od razu było widać jak moja gra na tym cierpi.

K. J: Zaproszenia ostatnio sypią się jak z rękawa, zaczął się ruch w interesie. Po dwóch wielkich superturniejach zagrasz w DMŚ w Chanty-Mansyjsku, potem w Dortmundzie i tyle wiadomo. Jakie plany masz na drugą połowę 2017 roku?

R. W: Po Dortmundzie zagram jeszcze w lidze hiszpańskiej, która będzie idealnym przetarciem przed Pucharem Świata, który odbędzie się we wrześniu w Gruzji. Wiadomo, że jest to tak nieprzewidywalna impreza, że ciężko wiązać z nią jakieś konkretne oczekiwania, ale docelowo powinien być to mój najważniejszy start w tym roku. A potem zobaczymy co dalej.

K. J: Bardzo ci dziękuję za rozmowę, życzę powodzenia i zapraszam do odpowiedzi na pytania Czytelników  przewidzianych jako część druga!

R. W: Również dziękuję!:)


6 komentarzy:

  1. Trzeba cieszyć się z tego, że mamy takiego szachistę i tyle...
    Wszelki hejt i wybrzydzanie nie jest wskazane.

    Ja teraz kibicuję Wojtaszkowi mniej Lewandowskiemu.
    Ten Lewandowski to wiadomo co za dziedzina, inna ale pewne analogie są.
    Mimo osiągnieć i światowej sławy też hejt, że drewniak czli styl nie taki np nie potrafi kiwnąć 10ciu jak Messi. W hejcie dobrzy są zwłaszcza ci polacy co nigdy w piłkę nie grali.

    To tak w skrócie bo z tableta cięźko pisze się.

    I Wojtaszek i Lewandowski wiele osiągnęli ciężką pracą.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie nalezy mylic hejtu z krytyka wynikajaca z kibicowania komus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejt inny, medialność inna niż w piłce w Polsce żadna. Teraz to Lewandowska urodziła i szum medialny na całą Polskę. A Wojtaszek
      wygrał czy rozgromił Mamedyarowa i cisza. A już jak źona szachisty urodzi to kto wie o tym, media piszą? Trzeba być piłkarzem albo
      politykiem, Glińska urodzi i media o tym piszą.

      Z drugiej strony czy szachy to jest myślenie w sensie heideggerowskim
      tak z grubej rury wypalę. Co znaczy myśleć, tutaj Tischner się kłania.

      To takie przypadkowe refleksje, bo ani ja filozof ani szachista choć
      codziennie gram z komputerem, no może kiedyś byłem dobrym piłkarzem.

      Usuń
  3. Kiedy mozemy sie spodziewac drugiej czesci wywiadu z Radkiem, w ktorej odpowie na pytania czytelnikow bloga psychologia i szachy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać jak na dłoni brak profesjonalnego agenta/managera u Wojtaszka. Chodzi o to, żeby nie czekać na zaproszenia, tylko zabiegać o nie, energicznie. Czy tacy agenci w ogóle funkcjonują w tej dyscyplinie sportu? Carlsen, czy Caruana mają takowych, ale jak z innymi superarcymistrzami, tego nie wiem. Nie jest problemem, że agent kosztuje. On żyje z prowizji od dochodów, które sam załatwi - honorariów i nagród w dobrych turniejach, kontraktów na inne wydarzenia. Temat do poruszenia przy kolejnym ciekawym wywiadzie z Wojtaszkiem.

    OdpowiedzUsuń